poniedziałek, 5 października 2020

1. Gwiazdy księżniczki

Vegeta bierze udział w misji na planecie Vii. Poznaje też księżniczkę, ale czy w okrutnym świecie Saiyan jest miejsce na bajkowe zakończenie?

 

– Ona nie żyje.

Te trzy słowa sprawiły, że zapadła cisza. Nieprzyjemna, wręcz lepka. Drwiąca z tych wszystkich zgromadzonych, którzy mieli tak wiele do powiedzenia. A ona zakleiła im usta. Nikt nie potrafił się odezwać. Wojownicy w zbrojach patrzyli – wciąż zszokowani – na nieruchome, zakrwawione ciało ośmioletniej dziewczynki o niebieskich włosach. Dwie kobiety zakrywały twarze złożonymi rękoma, przyciśniętymi do czoła. Nie płakały.

– Co tu się, do cholery jasnej, dzieje? – milczenie przerwał wysoki, barczysty mężczyzna w aksamitnej, iście królewskiej szacie. Atmosfera w komnacie przestała być ponura. – Na co się gapicie? – odtrącił jednego z wojowników i spojrzał swoimi czarnymi oczami na dziewczynkę zawiniętą w szary, brudny płaszcz. Z jej chudych nadgarstków kapały krople krwi, tworząc na podłodze sporych rozmiarów kałużę.

– Jak ona… dlaczego… to niemożliwe! – krzyknęła zrozpaczonym głosem jedna z kobiet. – Co my teraz zrobimy…?

Mężczyzna westchnął. Nie wyglądał na zmartwionego czy przejętego. Spokojnym krokiem podszedł do swojej siostry i chwycił ją za dwa ramiona, unosząc do pozycji siedzącej.

– Księżniczko Vivi – powiedział nagannym głosem, a wtedy dziewczynka otworzyła oczy. – To było z twojej strony bardzo nieuprzejme. Nastraszyłaś poddanych.

Wśród tłumu zawrzało. Nikt nie wiedział, czy się radować, czy może złościć z powodu głupiego dowcipu. Nie wybrano żadnej z opcji, bo książę Vax przemówił ponownie.

– Możecie wracać do swoich obowiązków. A na przyszłość zamiast załamywać ręce, radzę najpierw sprawdzić, czy dana osoba rzeczywiście odeszła już na tamten świat.

Zawstydzona straż i opiekunki pokiwali głowami, opuszczając bez słowa komnatę.

– Przeż to chłopaczek sprowdzał – mruknął pod nosem niewykształcony ochroniarz, który postanowił zostać na moment.

– Jaki chłopaczek? – zainteresował się Vax, do którego uszu doszedł ten komentarz.

– No, był tu przed chwilunią… widocznie zwiał, wstrętny huncwot. Ale w wieku najwspanialszej księżniczki był, ręczę za to głową.

– Tak samo jak za to, że księżniczka nie żyła? – pytanie księcia skutecznie ostudziło zapał pachołka, który zacisnął usta i wyszedł za innymi, starannie zamykając drzwi.

W oświetlonej lampionami komnacie z powrotem zapanowała cisza. Trwała jednak bardzo krótko i przerwał ją śmiech niebieskowłosej dziewczynki. 

– Wyszedł przez okno – powiedziała radośnie. – No wiesz, ten chłopak.

– To niemożliwe – stwierdził automatycznie Vax. – Z okna na ziemię jest dziesięć metrów. Zresztą, nieważne jak wyszedł… i czy w ogóle wyszedł. Zmyj tą sztuczną krew i przebierz się. Mam teraz pilną sprawę do załatwienia, więc do zobaczenia wieczorem.

Księżniczka kiwnęła lekko głową, wyciągając z komody różowiutką sukieneczkę. Za parawanem zrzuciła podarte ubranie, przywdziewając strój królewny i z uśmiechem skierowała się w stronę łóżka. A raczej ogromnego, różowego łoża zaścielonego aksamitną narzutą. Wielki baldachim z białych, prześwitujących firanek przyozdobiony był drobniutkimi gwiazdkami w kolorze srebra. Gwiazdkami, które księżniczka uwielbiała. Siadając na miękkim posłaniu, z fascynacją dotknęła opuszkiem palca jednej z ozdób.

Nagle do środka wpadł chłopiec o bladej twarzy i czarnych, postawionych na sztorc włosach.

– O! – Księżniczka zeskoczyła z łóżka. – Kim jesteś?

– Nie twój interes, zamierzam cię zabić. – Chłopiec wyciągnął przed siebie rękę.

– Czekaj. – Vivi posłała mu uśmiech. – Już raz umarłam, a teraz robię coś ważnego… – Wskazała na gwiazdki na baldachimie.

– Niby co robisz? – zapytał kpiąco chłopiec, opuszczając rękę.

– Nie wiesz? – Vivi okręciła na palcu pukiel włosów. – To magiczne gwiazdy.

– Czyli że co niby robią?

– Nie wyglądasz zbyt dystyngowanie. Twoja mowa również pozostawia wiele do życzenia. – Księżniczka uniosła głowę i odgarnęła kosmyk włosów z czoła. – Czemu mam zdradzać tajemnicę właśnie tobie?

– Bo ci rozkazuje! Nie zachowuj się jak jakaś rozkapryszona smarkula, bo mogę sprawić, że twój zameczek zniknie z powierzchni planety… Wiesz, że atakujemy twoje wojska?

– Wojna zawsze jest daleko od pałacu. – Vivi wzruszyła ramionami. – Powiedz lepiej, czemu jesteś taki niemiły?

– Bo lubię.

– Szkoda. Chciałam się z tobą zaprzyjaźnić.

– Ze mną? – Chłopiec zadarł wysoko głowę. Strój wojownika może i nie nadawał mu powagi, ale czynił bardziej dumnym. Mimo że wyglądał na jakieś osiem lat. – Jestem księciem…

– A ja księżniczką.

– Co mi przerywasz? Nie dokończyłem.

– To dokończ.

Książę zmroził ją zimnym spojrzeniem. Nie wiedziała, czy powinna się bać.

– Jestem księciem planety Vegeta.

– Ładna nazwa – księżniczka uśmiechnęła się.

– Nie gadaj, że nie słyszałaś o tej planecie! – zirytował się chłopiec.

– Przykro mi… Ale może coś zaproponuję?

– Niby co?

– Jestem księżniczką tej planety, nazywam się Vivi i zapraszam cię na wspaniałą kolację. Co ty na to? – wyciągnęła ku niemu rękę. Zignorował to.

– Zwracaj się do mnie książę Vegeta. Zrozumiałaś?

– Zrobiłeś się bardzo niemiły.

– Mam to gdzieś. Spadam stąd.

Młody Vegeta wyglądał na udręczonego jakimiś nagłymi myślami. Zapewne coś sobie uświadomił. Coś, co wcale nie było wesołe.

– Poczekaj – poprosiła Vivi. – Nie chcę, żebyś tak odchodził. Dam ci coś w prezencie.

– Nie. Lepiej, gdybyś…

Słowo „uciekała” nie przeszło mu przez gardło. Poczuł nagle, że jest bezsilny i żaden opór i tak nic tu nie zdziała. Różowe księżniczki wystrojone w przepiękne suknie nie ochronią się falbankami, bo są słabe i niezdolne do walki. Żałosne.

– Proszę.

Słaba i niezdolna do walki księżniczka stała na wprost niego, trzymając przed sobą wyciągniętą rękę ze srebrną gwiazdką.

– Nie chcę tego czegoś – chłopiec wytrącił prezent z bladych rąk. Gwiazdka z głuchym łoskotem potoczyła się po podłodze. – Poza tym jesteś słodka – oznajmił Vegeta, uważając to za obelgę i nie zdając sobie sprawy, że brzmi to jak komplement.

– Dziwny jesteś – skomentowała Vivi. – Ale polubiłam cię, wiesz?

Pocałowała go szybko w policzek.

Zaskoczony wojownik odruchowo dotknął miejsca, na którym został złożony pocałunek.

– Po co mnie wyśliniłaś? – spytał, marszcząc brwi.

– Przyjdź wieczorem. A teraz wybacz, bo chcę się przebrać.

Vegeta wzruszył ramionami i wyleciał przez otwarte okno, zostawiając za sobą jasny pokoik z różowym łożem księżniczki. Nie chciał, żeby ktoś go tu zobaczył, bo dostał rozkaz trzymania się z daleka od pałacu, dopóki wojska nie przełamią oporu wojowników z Vii.

 

***

 

Vivi wychyliła głowę zza parawanu, zauważając znikające podeszwy butów tego nieprzyjemnego, lecz uroczego chłopca. Naprawdę miał w sobie sporo z księcia. Szkoda, że nie wyznał jej prawdy. Ale sama nie była lepsza. Znała planetę Vegeta i wiedziała, czym się zajmują. Doskonale wiedziała, że dzisiaj przestanie żyć.

W białej sukience i oliwkowych pantofelkach opuściła komnatę. Zielona, lśniąca opaska z kokardką tym razem pasowała do koloru jej oczu. Vivi po cichu weszła do kaplicy, klękając obok kapłanki.

– Dlaczego się nie boję? – szeptem zadała pytanie.

– Bo wiesz, że znajdziesz się w Krainie Blasku.

– Chciałabym… chciałabym go spotkać.

– Kogo?

– Księcia.

– Mówisz o synu króla Vegety?

– Tak.

– Tacy jak on trafiają do Krainy Cieni. Dla nich nie ma już ratunku. A teraz skup się na modlitwie, bo na twoich barkach spoczywa los wątpiących mieszkańców. Wiesz o tym, prawda?

Kapłanka miała bardzo spokojny, melodyjny głos. I ponad czterdzieści lat. Wyglądała na opanowaną, ale zaczerwienione oczy mogły świadczyć o tym, że niedawno płakała.

Zaledwie dwa świeczniki  oświetlały kapliczkę, nadając jej mroczny nastrój. Ściany zostały wykonane z ciemnego marmuru. Nie ozdabiał ich żaden obraz. Kwiatów również nie było. Żadnych okien. Głęboka cisza wypełniała pomieszczenie, które nie posiadało nawet ławek. Jedynym elementem – oprócz świeczników – był prosty stół ze szklanką wody.

– Wiem, że życie jest okrutne – odparła dziewczynka, spuszczając głowę. – Dlaczego ja, a nie Vax?

– Twój brat o niczym nie wie. Tak jest lepiej. Jako mężczyzna chciałby walczyć, mógłby wywołać zamieszki.

– Czy nie lepiej zginąć w walce? – księżniczka nie odrywała wzroku od szklanki wody.

– Nie wiesz, o czym mówisz – skarciła ją kapłanka. – Walka nie przynosi chwalebnego końca. Przeciwnie: zadane rany bolą. Zawsze bolą. Nie znasz bólu i możesz w skrytości serca dziękować za to Opiekunom.

Vivi spuściła głowę, zastanawiając się, czym jest ból. Naprawdę go nie znała? A więc co czuła, kiedy jej mama umarła? A co czuła, kiedy Vax chorował? Czym było uczucie towarzyszące odejściu siostry?

Odpędziła te myśli od siebie, pogrążając się w modlitwie do Opiekunów.

– Ty, księżniczko Vivi, powinnaś przed śmiercią poznać miłość – powiedziała kapłanka, wstając. – Tylko to uratowałoby cię przed długim oczekiwaniem na Krainę Blasku.

 

***

 

– Gdzie byłeś?

Vegeta skłonił lekko głowę, podchodząc do ojca. Jego ostre rysy twarzy nie pozostawiały złudzeń, że posiadał jakąkolwiek litość w sercu. Dumny, władczy i bezwzględny. Jego ojciec był naprawdę wspaniały. Vegeta już od dawna pragnął dorosnąć i stać się taki sam jak król.

– Zwiedzałem planetę, ojcze.

– Kiedy oczyścimy ją z tych brudnych Viaków, powinna zostać sprzedana za naprawdę pokaźną sumę.

– I ja tak myślę – dodała królowa, a twarz nawet jej nie drgnęła. Obojętność miała opanowaną do perfekcji. Nic dziwnego, skoro przebywała w takim towarzystwie. Tutaj nie można było okazać kobiecej słabości. Resztki współczucia jakie żywiła do uśmiercanych ludów, znikły dawno temu. – Mój książę, czy zechcesz towarzyszyć ojcu przy likwidowaniu bezużytecznych obywateli?       

– Oczywiście, matko. – Młody Vegeta również należał do tego dwuosobowego teatrzyku. Kiedy zostawał w komnacie sam na sam ze swoją mamą, ich rozmowy wyglądały zupełnie inaczej. – To będzie dla mnie zaszczyt.

– W takim razie możemy zacząć już teraz – do rozmowy dołączył król.

Na rozkaz przełożonego, kolejni żołnierze wylecieli ze statku. Jedni wyglądali na wesołych, inni zachowywali kamienne twarze. Wszyscy unieśli ręce do góry, wystrzeliwując w powietrze pocisk KI i rozpraszając się w małych grupkach po całej planecie.

– Możesz zniszczyć to, co tylko będziesz chciał – oznajmił król, uśmiechając się zimno do swojego syna. – Ale króla zostaw pachołkom Freezera, mają to obiecane.

– Zniszczę jak najwięcej, ojcze – odpowiedział Vegeta, odlatując. Sam nie wiedział, dlaczego kierował się w stronę pałacu księżniczki. Przed nim leciało pięciu żołnierzy. Odwołał ich stanowczym głosem, a oni posłuchali, nie chcąc wchodzić w konflikt z synem króla.

W komnacie nie zastał nikogo. Odrzucona przez niego gwiazdka spoczywała w tym samym miejscu, gdzie upadła.

„Przyjdź wieczorem…”

Może chodziło o jakąś jadalnię? Wyszedł z pokoju, lecz korytarze i poszczególne pomieszczenia były puste. Musieli uciec. Zresztą, co go to obchodziło? Wcale nie chciał jej widzieć. Zirytowany, wypuścił pocisk KI w jakieś brązowe drzwi. Runęły na podłogę całe w płomieniach. Przez wiązki energii jakie posyłał, pałac zaczął się zawalać. Ogień skakał wesoło po drogich i wytwornych meblach. Dym gryzł w oczy. Książę wyleciał przez okno, lądując na placu z drwiącym uśmiechem.

– Kłamczuch.

Odwrócił się gwałtownie. Zauważył księżniczkę przy kamiennym wyjściu z podziemi. Uniósł brwi oczekując, że zacznie go pytać, dlaczego burzył jej dom. Zdziwił się, że nie płakała.

– Czego chcesz? – zapytał.

– Poczuć ból.

Ta odpowiedź zaskoczyła Vegetę, ale nie wytrąciła go z równowagi.

– Żartujesz czy co?

– Nie.

– Dobra, załatwię ci to – odrzekł Vegeta. – Ale na razie musisz się odsunąć. Jak posprzątam okolicę, to dam ci ten prezent.

– Nie boję się!

– Dobra, zresztą stój sobie. Jak cię coś trafi, nie miej pretensji.

Wzniósł się w górę, dokańczając swoją niszczycielską zabawę. Przeczesał okolicę w poszukiwaniu żywych mieszkańców. Jeśli kogoś znalazł, zabijał pociskiem KI. Wrócił pół godziny później, lecz księżniczki nie zastał. Wszędzie szalał ogień. Musiała uciec.

Wejście do podziemi było otwarte. Opuścił je zadowolony żołnierz od Freezera. Zauważając Vegetę, rzucił od niechcenia:

– Król cię szuka.

Vegeta nie odpowiedział. Zamierzał odlecieć, ale zauważył srebrną gwiazdkę. Zorientował się do kogo należała. Zbiegł do podziemi, czując gwałtowną wilgoć i chłód. Na ścianie wisiało kilka pochodni.

Zobaczył ją. Podrapaną, rozłożoną na podłodze księżniczkę. Jedną rękę miała wygiętą pod nienaturalnym kątem. W drugiej tkwił jakiś metalowy przedmiot. Niebieskie włosy poplątane. Z policzka ciekła jej krew. Trupioblada cera kontrastowała ze spływającą czerwienią. Jeden but leżał tuż przy wejściu. Biała suknia została poszarpana. Koronkowe majtki zostały zsunięte do kostek.

Żyła.

W otwartych oczach migotało niedowierzanie.

– Ve… geta…?

– Co ty robisz… – Podszedł bliżej. – To ja miałem ci pokazać ból.

– Książę… – jej bladość była przerażająca. Dopiero teraz dostrzegł kałużę krwi przy drobnym ramieniu. – Chcę, żebyś mi coś pokazał…

– Nie gadaj tyle… – Vegeta uklęknął obok. Była taka mała i żałosna, tak słaba… Ale nie potrafił jej dobić.

– Zga… dzasz się…? – wyszeptała. – Zaraz odejdę… do Krainy Blasku… ale chcę…

– No? – Nadał swojemu głosowi obojętny ton, choć trochę dziwne wydawało mu się takie bezlitosne patrzenie na konanie kogoś, kogo znał. To nie byli anonimowi mieszkańcy, których zabijał bez oporów. To była dziewczynka w jego wieku, z którą rozmawiał. Jednak nie czuł żalu z powodu tego, że nigdy już jej nie zobaczy. Nie miał zamiaru jej ratować. Tak właśnie postępował wojownik. Bezwzględnie.

– Pokaż mi… pokaż… czym jest miłość… ja… już nie pamiętam… moja mama… ja już nie… Kapłanka mówiła, że miłość… że muszę…

Zielone, puste oczy, zaszkliły się nagle i dziewczynka zaczęła łkać.

– Proszę… – wyciągnęła swoją drobną, drżącą rękę w jego kierunku.

– Miłość nie istnieje – oznajmił zimno Vegeta, odtrącając rękę Vivi.

Dziewczynka patrzyła na niego, a łzy zastygły na jej bladej twarzy. W powietrzu śmierdziało krwią.

Dopiero po chwili Vegeta uświadomił sobie, że miał przed sobą trupa. To już nie była księżniczka. Leżało przed nim zimne ciało. Patrzył na rozpieszczoną królewnę, zgwałconą i uśmierconą przez jakiegoś żołnierza. Żałował, że sam nie mógł jej zabić. Chciał powiedzieć, że życie jest zbyt krótkie, aby mogła w nim istnieć miłość. Ale księżniczka nie żyła, więc nic tu po odpowiedziach. Poza tym, co on mógł wiedzieć o miłości? Jego matka pewnie coś o tym słyszała. Dla niego to pojęcie było jedynie pustym wyrazem.




 

            ***

 

Ogień szalał. Płomienie ogarniały coraz to nowsze tereny, pochłaniając szczątki domów, trawy i lasy. Dookoła unosił się zapach dymu. Niewyczuwalnego jednak dla znajdujących się w statkach Saiyan. Właśnie odlatywali.

Król przez odbiornik wydawał rozkazy dowódcom poszczególnych oddziałów, którzy zostali kontrolować sytuację na planecie Vii.

– Książę, dobrze się spisałeś – chwaliła królowa swojego syna. – Powinieneś udać się na wypoczynek.

Vegeta kiwnął głową i przeszedł za matką do oddzielnego pomieszczenia, przeznaczonego jedynie dla rodziny królewskiej. Granatowe ściany nie różniły się niczym od tych w pozostałych salach. Wielkie okno ukazywało potęgę kosmosu. Migające w zawrotnym tempie gwiazdy nie miały końca. Olbrzymie lub miniaturowe planety w większości nie nadawały się do użytku. Kolorowe punkty migotały przed oczami.

Królowa zajęła miejsce na jednym z wysokich foteli. Vegeta dołączył, czekając aż jego matka zacznie rozmowę.

– Nic ci nie jest? – spytała po chwili, nieudolnie maskując troskę.

– Nic – odpowiedział szorstko. Nienawidził tej obłudy, otaczającej go w każdej minucie. Obłudy, kończącej się na samotnych rozmowach z matką. Jeżeli można było je nazwać rozmowami. Zazwyczaj o coś pytała, czasami relacjonował jakieś wydarzenie. Dawniej go przytulała. Pamiętał te dziwne, nierealne chwile. A może tylko tak mu się wydawało? Może to jakiś sen z dzieciństwa?

– Pewnie jesteś zmęczony… a może doskwiera ci głód? – Jego matka musiała go kochać. Nie wiedział, dlaczego o tym myślał. Ale patrząc na jej ciepłe oczy, na oczy, które spoglądały w ten sposób tylko na niego, domyślał się, że jest to coś wyjątkowego. Tylko że miłość nie istniała, więc nie mógł zrozumieć, jak matka mogła go kochać. Bo on jej nie kochał. Jak miałby to zrobić? Do tego potrzebne są takie oczy, a jego zawierały tylko chłód. Był w końcu wojownikiem, a to do czegoś zobowiązywało.

– Nie chcę jeść.

– Wolisz zostać sam? Czy coś cię dręczy?

– Co to jest „miłość”? – odważył się zapytać.

Matka przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu. Krótkie włosy, okalające twarz nie sięgały jej nawet do ramion. Ich czerń idealnie kontrastowała z bladą cerą i pasowała do ciemnych oczu. Na wyprawach nosiła strój wojowniczki – spódnicę wykonaną ze zbroi. Elastyczny kirys. Białe buty. Jedyną ozdobą, jaką nosiła, była metalowa bransoleta.

– Nie wiem – wyznała matka. – Ale nie należy zastanawiać się nad sensem słów, bo to nie jest istotne. Jeśli kiedyś się zakochasz, nie będziesz analizował tego, co czujesz. Po prostu będziesz to czuł.

– Nigdy się nie zakocham – zaoponował pośpiesznie Vegeta.

– Kiedyś będziesz musiał założyć rodzinę, żeby nasz królewski ród nie wygasł.

Vegeta wzruszył ramionami. Zakończyli swoją rozmowę.

– Powinieneś się położyć. – Królowa wstała. Zrobiła krok w jego stronę i zawahała się. Najwidoczniej chciała pogładzić go po głowie. Zrezygnowała, w zamian uśmiechając się ciepło. – Pójdę do twojego ojca.

Odwróciła się i Vegeta wiedział, że uśmiech znikł z jej twarzy.

Książę wstał i podszedł do okna. Wcale nie chciał spać, przeciwnie – był dziwne pobudzony. Cały ten dzień go zirytował. A szczególnie księżniczka, która nie chciała opuścić jego myśli. Prychnął cicho.

Jestem zły, bo to nie ja ją zabiłem. Dlatego nie mogę o tym zapomnieć – stwierdził w duchu, wpatrując się w gwiazdy. Uśmiechnięta twarz odzianej w różową sukieneczkę księżniczki mieszała się z szarym obrazem cierpiącej dziewczynki.

– Szkoda, że miłość nie istnieje – powiedział cicho Vegeta, do swojego odbicia w szybie. – Bo gdyby istniała, byłbym pierwszym, który mógłby ją zniszczyć.

 

***

Jedli kolację w ciszy, a matka przeglądała coś na swoim podręcznym istapie – urządzeniu służącemu do bycia na bieżąco z kosmicznymi informacjami.

– Na Slavii wybuchł bunt, stworzono nowe tunele dla niewolników – przeczytała jakby od niechcenia matka.
           
– Powinni porządniej zabrać się za tych parszywych niewoli – odparł chłodno ojciec. Wypił kieliszek kazadu i popatrzył na Vegetę. – Słyszałem, że odwiedziłeś księżniczkę dawnej planety Vii… Czy to prawda?

– Tak. – Vegeta nie zamierzał kłamać. Ręka trzymająca widelec lekko mu zadrżała.  – Chciałem ją zabić.

– Miała tylko osiem…

– Milcz, Salvia. – Ojciec uciszył matkę podniesieniem ręki. – Nasz syn też ma osiem lat. I dobrze wie, że spotkania z tubylcami są zakazane. Zwłaszcza jeśli nie potrafi zabijać.

– Potrafię zabijać! – Vegeta zacisnął pięści. Trzymany w ręku widelec został wygięty w pół. – Nie zdążyłem…

– Myślisz, że można komuś darować życie i udawać później…

– Nie darowałem jej życia!

Ojciec wstał. Matka zakryła usta dłonią.

– Moi żołnierze widzieli, jak z nią rozmawiasz i puszczasz wolno. – Nachylił się nad Vegetą. – Czy wiesz… Nie możesz wiedzieć, głupi smarkaczu, co by było, gdyby to dziecko przeżyło i wezwało duchy przodków. Freezer obwiniłby nas za klęskę… Obwiniłby ciebie! Byłbyś zdrajcą, a chyba wiesz, co on robi ze zdrajcami – dokończył zimno, prostując się.

– Wiem – mruknął Vegeta, zaciskając rękę na złamanym widelcu. – Ale ja chciałem zniszczyć miasto i potem…

– Zawiodłeś mnie.

– Miałem ją zabić, ale nie zdążyłem!

– Dość! – Ojciec uderzył ręką w stół. –  Masz zakaz brania udziału w misjach – dodał, siadając z powrotem do stołu.

Vegeta poczuł jak ściskany widelec przebija mu skórę. Nie mógł zostać uziemiony na planecie, nie teraz! Nie kiedy Tempar go wciąż poniżał, nie kiedy wszyscy latali w kosmos, a za kilka dni miał mieć misję z Tekiem.  

– Nie, ja…

– Wystarczy. – Król machnął ręką, zwężając oczy. – Wracaj do swojej kabiny. Nie dostaniesz jedzenia do końca podróży. W pałacu będziesz mógł siedzieć jedynie w swoim pokoju. A jeszcze jedno słowo i nie cofnę tego rozkazu przez miesiąc. Pomyśl nad tym.

Vegeta posłał ojcu wściekłe spojrzenie i wyszedł. 

 

 

                           

 _______________________________

 

A teraz czekam na opinie. Przede wszystkim niech będą szczere. :) I dziękuję raz jeszcze za poprzednie, wspierające mnie komentarze.

~ Opublikowano 12 czerwca 2010 

 

Rozdział ma prawie 10 lat, aż ciężko w to uwierzyć. Zmieniłam delikatnie kilka szczegółów, a końcówka była pisana na potrzeby Klątwy, ale ostatecznie dodałam ją tutaj, bardziej pasuje. 

~ 2020




6 komentarzy:

  1. Super historia młodego Vegety!!! Mimo upływu lat wydaje się jak bys to teraz pisała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam :)
    Nie zobaczyłam wcześniej komentarza ;)
    Dalsze odcinki będą się pojawiały na pewno jak już bonus na blogu "Klątwa" zostanie skomentowany. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Publikuj na wattpad, na pewno więcej osób trafi na Twoje historie, są świetne! Bardzo zabawne były bonusy z Vegetą i Bulmą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, może pomyślę nad tym. 😉 Chociaż nie wiem jak dokładnie na wattpadzie to wygląda 😉

      Usuń
  4. Dzień dobry! To ja!

    Ale się cieszę, że tu wpadłam i przeczytałam 😁

    Na początku zastanawiałam się dlaczego ta dziewczynka odbija zachowanie Vegety jak piłeczkę. On nią gardził, typowy prostak, a ona wciąż była miła. Wszystko było jasne już później. Chciała być uprzejma, być sobą nim odejdzie. Znając legędę o kosmicznych wojownikach rodem z horroru nie ma się co opierać.

    Bardzo podobał mi się opis Vegety III. Typowy, bezwzględny i nieczuły typ. Wychodzi na to, że jakieś tam uczucia odziedziczył po matce, tylko zimny chów wszystko stłumił. Nic dziwnego. Dopiero Bulma po wielu latach otworzyła tę skrzynkę.

    Ah. Teraz to wychodzi na to, że Vegi przyczynił się całkiem nieświadomie do morderstwa księżniczki. Przykre. Jemu się wydaje, że chciał ją zabić, w sumie chciał to pewno udowodnić swemu staruszkowi. Sam to wtedy potwierdził - Vegeta nie umie zabijać. Nie byle kogo, to każdy potrafi. Kogoś, kogo zapamięta. Myślę, że istnieje cień szansy, że nie chciałby jej jednak zabić gdyby wrócił.

    Takie błędy znalazłam.
    >>Jeden but leżał na tuż przy wejściu. Biała suknia została poszarpana.<<
    >>Ale ona nie żyła, więc nic tu po odpowiedziach<<

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, Killall, w ogóle nie pokazało mi tego komentarza, a dziwne, bo miałam niby przypomnienia...

    Co do księżniczki - tak, to dobra interpretacja, wiedziała, co ją czeka i dodatkowo była dzieckiem, więc też ciekawiło ją, co się stanie, jak będzie go traktować normalnie. ;)

    Założyłam, że Vegeta nie mógł być typowo nieczułym psychopatą od urodzenia, skoro potem był w stanie założyć rodzinę. Raczej wszystkie złe wydarzenia i to, co go spotykało, spowodowało w nim te zmiany. Sama postać Vegety jest tak fascynująca, że można o nim rozmawiać godzinami. :D

    Dziękuję za błędy, poprawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń

Szukaj na tym blogu

O mnie

Moje zdjęcie
Szalona i pełna energii. Uwielbiam Dragon Balla. Spełniona żona i mama.